3 (nie)zbędnych ulubieńców

20:06 , , 4 Comments


Prawdopodobnie każda dziewczyna ma w swojej kosmetyczce produkty, które nie są niezbędne, ale zdecydowanie ułatwiają wykonanie fajnego makijażu. Ja takich (nie)zbędnych ulubieńców mam obecnie trzech i to właśnie im dedykuję tę notkę ;)


Temperówka MAC


Przez długi czas do ostrzenia kredek do oczu używałam zwykłej, szkolnej temperówki, która jednak doprowadzała mnie do dzikiej pasji podczas strugania co bardziej miękkich egzemplarzy. W końcu dojrzałam do temperówek drogeryjnych, ale i one nie zadowalały mnie w pełni łamiąc i krusząc grafit. W końcu nadszedł moment, w którym postanowiłam zainwestować... Wychodząc ze sklepu pukałam się w głowę powtarzając sobie "chyba jesteś idiotką, że wydałaś 20 zł na zwykłą temperówkę!", ale już w domu zrozumiałam, że był to jednak świetny pomysł. Temperówka MAC jest po prostu genialna - bardzo ostra, dostosowana do dwóch rozmiarów kredek, ładnie je struga i świetnie radzi sobie z każdą konsystencją grafitu. Jedyny jej minus to brak obudowy, w której można by tymczasowo przechowywać ostrużyny - jednak mimo to jest świetna i naprawdę godna zainwestowania tych kilkunastu złotych, zwłaszcza że pomimo częstego używania nie tępi się i nie zmienia zupełnie swoich właściwości.



Grzebyczek do rzęs Inglot

Grzebyczek do rzęs był kolejnym produktem wokół którego chodziłam i czaiłam się przez dłuższy czas, równocześnie czytając kolejne peany pochwalne na różnych blogach. O szalonej popularności tego akcesorium świadczyć może fakt, iż zanim go dostałam, odwiedziłam sklep Inglota jakieś 4 razy za każdym razem słysząc o braku towaru...


Zdaję sobie sprawę, że niektórzy narzekają na bezpieczeństwo (albo raczej niebezpieczeństwo) stosowania tego grzebyka ze względu na metalowe ząbki, ale moim zdaniem jest zdecydowanie lepszy od wszelakich wersji plastikowych. Grzebyk jest wyjątkowo precyzyjny, łatwo się czyści, ząbki mimo użytkowania nie odkształcają się ani nie łamią. Dodatkowo produkt ten ma całkiem przyzwoitą cenę (ok. 15 zł). Brakuje mi w nim jedynie dodatkowej końcówki do rzęs - fajnie gdyby był dostępny także w opcji dwustronnej, jak grzebyk z MAC.


Zalotka do rzęs Inglot

Świetna zalotka nieodbiegająca jakością od wysokopółkowych odpowiedników. Produkt ten jest solidny, nie sprawia problemów przy użytkowaniu, pozwala na uzyskanie ładnych, podkręconych ale naturalnie wyglądających rzęs. Jest delikatna, przy prawidłowym użytkowaniu nie niszczy rzęs, ani ich nie wyrywa (co świetnie potrafią tańsze zalotki "no name"...). Oczywiście nie jest to tak kultowy produkt, jak połówki z MAC, jednak biorąc pod uwagę cenę (ok. 35 zł, dla porównania MAC to wydatek 75-95 zł) i efekt, jest świetnym i w zupełności wystarczającym akcesorium. Na plus oceniam też dołączenie do zalotki zapasowej gumki.

Unknown

Some say he’s half man half fish, others say he’s more of a seventy/thirty split. Either way he’s a fishy bastard.

4 komentarze:

  1. Zalotkę z Inglota mam i bardzo ją lubię, grzebyczek planuję dokupić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kupuj śmiało, tylko się nie zdziw jak usłyszysz "zabrakło nam w tej chwili" ;)

      Usuń
  2. O wszystkich trzech Twoich ulubieńcach czytałam i słyszałam już sporo pozytywów. Kiedy tylko będę miała czas na makijaż i synek nie będzie mi go rozmazywał na twarzy z pewnością pobiegnę je kupić. ;)

    OdpowiedzUsuń