Róże Bourjois - trochę historii i mój odcień

Chyba każda osoba interesująca się makijażem słyszała o różach z Bourjois. Nie każdy jednak ma świadomość, że pierwsze egzemplarze powstały niemalże 150 lat temu. Zapraszam dziś na krótką wędrówkę po historii tych małych, okrągłych pudełeczek oraz prezentację odcienia, która ja mam w swojej kosmetyczce. Swoją drogą, czyż te opakowania nie były (i wciąż nie są) urocze?


1868
Rouge Fin de Théâtre był pierwotną wersją słynnych do dziś produktów - został on opracowany na potrzeby sceniczne aktorów przez Alexandre Napoléona Bourjois. Róż ten, o unikalnej, pudrowej teksturze, szybko wyparł tłuste, kremowe pomady. Istotne jest, że już w tym czasie zastosowana została technika wypiekania - obecnie wyjątkowo popularna i stosowana przez wszystkie szanujące się firmy makijażowe. W przypadku samych "wypiekańców" z Bourjois - ich technologia produkcyjna ponoć pozostaje niezmieniona od roku 1890.


1881
Pojawia się róż o wdzięcznej nazwie Fard Rose de Ville. Produkt ten, zamknięty w pięknym pudełeczku ozdobionym kwiatowym motywem, szybko stał się ulubieńcem kobiet.


1914
Wprowadzona zostaje zasada, zgodnie z którą róże posiadają opakowania w odpowiadającym ich odcieniom kolorze. Pojawia się też jeden z najbardziej popularnych odcieni Cendre de Roses, do dziś dostępny w ofercie marki, jako Cendre de Rose Brune.


1975-1990
Następują małe zmiany w stylistyce opakowań - początkowo pojawia się geometryczny wzór oraz numer odpowiadający danemu odcieniowi (oba elementy mają złoty kolor), później złoto zostaje wyparte przez srebrny napis (nie posiadam zdjęcia, jednak uwierzcie mi, że bez problemu rozpoznałybyście w tych produktach obecnie dostępne plastikowe pudełeczka.

2010
Wprowadzona zostaje kolekcja jubileuszowa, skupiona na symbolach Paryża.


2013
Następuje kolejna zmiana w opakowaniach, ale też w formule produktu - obecnie róże Bourjois pozbawione są konserwantów oraz parabenów. Dostępnych jest kilkanaście odcieni.


Ja posiadam nr 34 Rose d'Or, dość dobrze rozsławiony przez Red Lipstick Monster w którymś odcinku jej cyklu "zamienniki klasyki" (odcień ten miał być zbliżony do słynnego Orgasm z Nars).



Produkt charakteryzuje się uroczym opakowaniem, mocnym zapachem, który ja osobiście lubię i fajnym kolorem, o dobrej pigmentacji i milionie ładnych, rozświetlających drobinek. Zaopatrzony jest w pędzelek, który - jak na tego typu akcesoria przystało - nie nadaje się do niczego.


Osobiście, przyznaję, że średnio lubię ten odcień. O ile podoba mi się na innych, dla mnie kolor jest zbyt różowy i błyszczący, zwyczajnie źle się przez to w nim czuję. 



Ostre, sztuczne światło - zdjęcie co prawda trochę rozmazane, jednak udało mi się uchwycić drobiny ;)

Ciekawa jestem, czy znacie i czy lubicie ten produkt? Poleciłybyście jakiś mniej różowawy odcień? :)

Źródło: http://www.bourjois.co.uk/

Unknown

Some say he’s half man half fish, others say he’s more of a seventy/thirty split. Either way he’s a fishy bastard.

24 komentarze:

  1. Nie pogniewałabym się gdyby taki róż zagościł w mojej kosmetyczce :)
    Świetny pomysł z dodaniem historii :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pudełeczka już nie są takie ładne ;((( Ale ogólnie fajny kosmetyk :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi się dalej podobają, bo są takie malutkie i słodkie przez to :) Niemniej przyznaję, że wolałabym to stare, kwieciste opakowanie ;)

      Usuń
  3. Uwielbiam róże tej marki. Używam od lat. Powiem szczerze, że za każdym razem kupuję inny kolor. Obecnie mam nr 95 Rose de Jaspe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w sumie mam tylko ten jeden... Za to jedna z moich koleżanek ma tak jak Ty - nie rozstaje się z nimi od lat :)

      Usuń
  4. Ja kojarzę już to nowoczesne opakowanie. Nie wiedziałam, że wcześniej były tak piękne!
    Ech, szkoda, że zmienili. To z 1881 jest WOW :)
    A co do używania - tak, mam ich róż, bardzo go lubię. Nie pamiętam jakiego odcienia używam.
    Jego dużą zaletą jest wydajność :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam, że do dwóch lat spokojnie starcza... Więc faktycznie, stosunek cena/jakość/wydajność jest świetny :)

      Usuń
    2. Ja używam go średnio 2-3 razy tygodniowo w maleńkiej ilości, a mam go już chyba ze 3 lata. W tym tempie chyba mi się przeterminuje zanim go zużyję :P

      Usuń
    3. No proszę... a taki malutki i niepozorny się wydaje ;)

      Usuń
  5. Śliczny odcień ;) Śliczne opakowanie było w 1881 roku ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam też róż, posiadam kolor o nazwie Bonne Mine numer 47 to taki ciepły, brzoskwiniowy kolor :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błąd się wkradł - jest to numer 41 :)

      Usuń
    2. Brzoskwinki są fajne na policzkach :) Przy najbliższej okazji sprawdzę odcień, dzięki! :)

      Usuń
  7. Są świetne :) Mam już od roku a zużycie bardzo małe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja swój też mam z rok, ale rzadko go używam, więc prawie nic nie zużyłam ;) Ale słyszałam, że spokojnie na dwa lata potrafi wystarczyć przy regularnym stosowaniu :)

      Usuń
  8. Klasyk uwielbiam :) ja mam 41 healthy mix, róż daje ładny lekko matowy efekt :) bez świecących drobinek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matowe i lekko satynowe róże lubię najbardziej, więc z pewnością mu się przyjrzę :)

      Usuń
  9. Odpowiedzi
    1. Czasem mam wrażenie, że każda blogerka ma lub miała chociaż jeden egzemplarz :P To w sumie taki klasyczny must have ;)

      Usuń
  10. Mniej różowa jest Hot Mama z theBalm :-) Ja się mojego Bourjois pozbyłam. Kolory są piękne, ale ta formuła jest dla mnie zbyt twarda...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta ich twardość może być też plusem, zwłaszcza dla osób początkujących - nie sposób się nimi skrzywdzić ;) Z moim się nic nie dzieje, ale spotkałam się z opiniami, że lubią one tworzyć "skorupkę" na powierzchni, którą od czasu do czasu trzeba zdrapać.

      Usuń