Złociste cudeńko... MAC Rubenesque

Dawno na blogu nie pokazywałam Wam nic z MAC, bo i od jakiegoś czasu rzadko po kosmetyki tej firmy sięgałam. Aż do ubiegłego tygodnia.


Sprzątając sobie w kolorówce odkryłam na nowo pewną maczkową perełkę, idealną na lato i lekką opaleniznę - paint pot w odcieniu Rubenesque.


Rubenesque kupiłam już jakiś czas temu i przyznaję, że od tamtej pory głównie leżał nieużywany. Średnio bowiem wygląda przy bladej cerze, przy takowej wychodzą z niego jakieś brzydkie pomarańczowe tony i całość wygląda z lekka niezdrowo. Odkąd jednak nieco nabrałam koloru (co u mnie oznacza "nie jestem już blada jak biała ściana, a raczej taka w kolorze ecru" :D ), odkryłam Rubenesque na nowo. Ale po kolei...


MAC Rubenesque Paint Pot to kremowy cień w kolorze złocistej brzoskwinki. Mocno się błyszczy i pięknie opalizuje. Jest średnio napigmentowany, ale łatwo daje się stopniować od lekkiej złocistej mgiełki do dość wyrazistego koloru. Jak na paintpoty przystało, Rubenesque jest kremowy i wydajny, łatwo się go aplikuje przy pomocy palcy, choć ja osobiście wolę sięgnąć tu po pędzelek, celem lepszego roztarcia granic. Rubenesque jest trwały, nie roluje się, ani nie warzy, ładnie trzyma powieki cały dzień.


Kolor Rubenesque jest niestety dość ciężki do uchwycenia, przynajmniej przez mój aparat, dlatego też polecam go przetestować przy jakiejś okazji - w słońcu prezentuje się wyjątkowo pięknie i nadaje spojrzeniu świeżości oraz pięknego blasku. Idealnie sprawuje się przy jasnej tęczówce, niemniej uważam, że i przy ciemnych oczach wyglądać może bardzo ładnie. Przy ciemniejszej skórze myślę, że może się sprawdzić także w roli rozświetlacza/różu do policzków, przy bardzo jasnej radziłabym jednak na niego uważać, zwłaszcza jeśli wpada ona w chłodne tony. Osobiście najbardziej lubię go nosić solo, w połączeniu z czarną kreską, niemniej bardzo ciekawie spisuje się jako baza pod inne cienie, najlepiej te, utrzymane w podobnej kolorystyce, jak choćby Expensive Pink.


MAC Rubenesque to piękny kosmetyk, naprawdę cieszący oko, ale niestety też smucący portfel, bo kosztujący 80 zł za 5 gram produktu. Czy warto? Powiedziałabym, że tak, choć bądźmy szczerzy - nie jest to kosmetyk pierwszej potrzeby ;)


PS O innych moich paintpotach pisałam Wam tutaj (Painterly) i tu (Bare Study). Miłego wieczoru :)

Unknown

Some say he’s half man half fish, others say he’s more of a seventy/thirty split. Either way he’s a fishy bastard.

13 komentarzy:

  1. Śliczności :) Jestem ogromnie ciekawa czy nie wygląda na oku zbyt odważnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Do mnie by nie pasował, ale generalnie prezentuje się bardzo ładnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. piękny! uwielbiam takie złotka <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Śliczy jest! Bardzo lubię stosować takie odcienie o tej porze roku, gdy skóra jest muśnięta słońcem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Faktycznie wydaje się być idealnym odcieniem dla opalonej skóry :)

    OdpowiedzUsuń
  6. bardzo ładny kolor i nazwa też mi się podoba

    OdpowiedzUsuń
  7. Super kolor, ale ja nie lubię kremowych cieni chyba, że jako baza :D
    Może znasz jakiś zamiennik w kamieniu albo sypki?

    Pozdrawiam,
    http://wszystkooczymmarzakobiety.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamiennikiem, choć trochę "na upartego" może mogłyby być MAC Expensive Pink i Inglot 407. Przy dobrym roztarciu powinny dawać dość podobny efekt :) http://www.pieknyblog.pl/2015/05/inglot-i-mac-jeden-kolor-dwie-ceny.html

      Usuń