Ukochaniec... Ingrid Hybrid Ultra nr 01 French Pink

Jakiś czas temu, będąc w Hebe, rzuciły mi się w oczy hybrydy Ingrid. Pod wpływem jakiegoś impulsu, skusiłam się na jeden z dostępnych kolorów i... się w nim po prostu zakochałam :) Jak już można się domyślić, właśnie o tej miłostce będzie dzisiejszy post ;)


Lakier Ingrid Hybrid Ultra w odcieniu nr 01 French Pink to piękny, delikatny, dziewczęcy a zarazem elegancki odcień bardzo jasnego nude, nieco przypominającego mi z jednej strony Biscuit Semilac, z drugiej Essie Fiji, przy czym w porównaniu do tej dwójki, ma on w sobie zdecydowanie mniej różowych tonów.


Ingrid nie posiada w sobie żadnych drobinek, możemy nim uzyskać w pełni kryjące, kremowe wykończenie, które uwielbiam, gdyż pasuje na każdą okazję i do każdego stroju. Do pełnego krycia potrzebne są tu co najmniej dwie, a najlepiej trzy cienkie warstwy, czego jednakże z uwagi na odcień nie uznaję za minus. Ot, taka już uroda większości bardzo jasnych kolorków ;)


Opakowanie hybryd Ingrid jest nieco wyższe i smuklejsze niż w przypadku lakierów Semilac, a zarazem moim zdaniem zdecydowanie mniej przecieka... Pędzelek jest poprawny, niezbyt szeroki, ale i nie za wąski, pozwala na dość precyzyjne aplikowanie produktu. Sam lakier określiłabym jako średnio gęsty - nie rozlewa się na skórki, ale też nie sprawia problemu, gdy zależy nam na rozprowadzeniu go równomierną, cienką warstwą. Jedyny minus, jaki zauważyłam pod względem formuły, to mogące wystąpić rozwarstwienie - po szybkim wstrząśnięciu buteleczką, wraca on jednak do stanu wyjściowego. Warto zauważyć, że nie bąbelkuje przy tym, nie tworzy żadnych widocznych pęcherzyków powietrza na swojej powierzchni po takim "zabiegu".


Ingrid świetnie współgra z produktami Semilac, a dokładniej bazą i topem, którym jestem wierna w zasadzie od początku hybrydowej przygody, ale też ładnie trzyma się na żelu IBD. Trwałość jest porównywalna do lakierów Semilac, czyli wypada bardzo dobrze; ja zazwyczaj noszę ten kolor przez jakieś dwa tygodnie, a potem wykonuję korekty ;)

Na zdjęciu z Instagrama widoczne dwie cienkie warstwy - efekt jest półtransparentny... Na dniach postaram się jednak zaktualizować post i wrzucić dodatkowe zdjęcia z pełnym kryciem i nieco lepiej wyglądającymi skórkami... wybaczcie ;)

Podsumowując, jestem zachwycona omawianą hybrydą - pasuje mi w niej po prostu wszystko i mam szczerą ochotę wypróbować więcej kolorów z tej serii. Jej dużymi plusami, o których muszę tu jeszcze wspomnieć są dostępność i cena - w czasie promocji w Hebe, czy też w sklepach internetowych, hybrydy te można kupić już za około 15 zł, co jest naprawdę fajną propozycją cenową. Innymi słowy - naprawdę gorąco polecam :)

Unknown

Some say he’s half man half fish, others say he’s more of a seventy/thirty split. Either way he’s a fishy bastard.

1 komentarz:

  1. Odkryłam ten blog przez przypadek, szukając pierścionków z Pandory. Okazało się, że mamy podobny gust. Zaczęłam przeglądać teksty o kosmetykach i tu kolejne zaskoczenie. Ciekawe propozycje z niebanalnym uzasadnieniem wynikającym z doświadczenia. Skorzystałam z podkładu "Fit me", jestem zadowolona! Czekam na nowe odkrycia. Pozdrawiam sk

    OdpowiedzUsuń