Guarlain, Meteorites Perles - recenzja
Ponad dwa lata temu postanowiłam zobaczyć, na czym polega fenomen tych różnokolorowych kulek. Po kilku podejściach do poszczególnych wariantów kolorystycznych, mój wybór finalnie padł na odcień 02 teint beige (stara wersja, obecnie jej odpowiednikiem byłby najprawdopodobniej 03 Medium). Pierwsze wrażenia ze stosowania słynnych kuleczek były kiepskie - długo siedziałam przed lustrem gapiąc się na swoją twarz i widząc... nic. Przez kilka dobrych dni wściekałam się sama na siebie za ten zakup, a same kulki odstawione smutno na półkę, były dla mnie czymś w rodzaju finansowego wyrzutu sumienia ;) Muszę przyznać, że zastanawiałam się nawet czy nie puścić ich w świat za jakieś symboliczne pieniądze. Po około dwóch miesiącach postanowiłam ich ponownie użyć idąc na chrzciny; po zobaczeniu zdjęć z tej uroczystości byłam zafascynowana!
Dopiero wtedy odkryłam, że meteoryty wygładziły optycznie moją skórę, rozświetliły ją, dały po prostu ten słynny "efekt photoshopa". Od tamtej pory nie ruszam się bez nich na żadną większą, czy mniejszą imprezę, zawsze, gdy zależy mi na wyjątkowo dobrym wyglądzie, stanowią one zwieńczenie mojego makijażu. Z plusów, po dłuższym stosowaniu zauważyłam, że delikatnie przedłużają one trwałość podkładu czy pudru znajdującego się pod nimi, poza tym świetnie rozcierają granice różu, dając ładne, subtelne przejście. Są po prostu wybawieniem, gdy w pośpiechu zaaplikujemy zbyt dużą ilość bronzera, czy innego produktu tego typu.
Moje meteorki pochodzą jeszcze sprzed zmian wprowadzonych w obrębie opakowania (zmienił się nieco kwiatek na wieczku, oraz wzór na boku pudełka), oraz gramatury - z 30 g zrobiło się 25. Producent twierdzi, że zmianie uległ też sam produkt - kulki mają być teraz mniejsze i bardziej miękkie. Cena obecnie wynosi w polskiej Sephorze 239 zł, ja za swoje we Włoszech zapłaciłam 42 euro.
Poza efektem "wow" widocznym na zdjęciach oraz w świetle naturalnym (w sztucznym, przed lustrem dalej nie widzę różnicy), dużym plusem tego produktu jest jego wysoka wydajność oraz zapach, który moja koleżanka opisała trafnie kilkoma słowami, tj. "tak pachnie luksus". Podsumowując - prawdziwa miłość, aczkolwiek od drugiego spojrzenia ;)
U mnie miłości nie było. Nie widzę ich efektu, poszły w świat, ja mam symboliczną odsypkę i może spróbuję ich jeszcze raz, ale podhodzę do tego jak pies do jeża.
OdpowiedzUsuńMoże inny odcień powinnaś wypróbować? Spotkałam się z opiniami, że często jeden nie dawał żadnego efektu, a przy innym już photoshop działał ;)
UsuńU mnie też była to miłość od drugiego podejścia. Moje meteorytki w kolorze medium, na początku mnie nie zachwyciły, ale po kilku podejściach zaczęłam zauważać zalety tych kuleczek ;)
OdpowiedzUsuńNo to mamy te same, tylko w innych pudełeczkach. I historia romansu taka sama ;)
UsuńMnie tak, jak dziewczyny powyżej pierwsze meteoryty rozczarowały. To był jeden z pierwszych droższych kosmetyków, który chciałam mieć, a efekt okazał się taki sobie...
OdpowiedzUsuńWłaśnie zapomniałam dodać, że one są nie tylko kultowe, ale też kontrowersyjne i potrafią nieźle zawieźć oczekiwania...
UsuńWiele o nich słyszałam, aczkolwiek nigdy nie kupiłam ze względu na cenę.
OdpowiedzUsuńJa w tej polskiej cenie też bym się pewnie nie skusiła... ale na szczęście udało mi się moje dostać trochę taniej :)
UsuńWidzę tu różne opinie. Trochę bałabym się ich kupić, żeby się nie rozczarować za takie pieniądze... Może kiedyś :)
OdpowiedzUsuńTeż się bałam rozczarowania :) Może spróbuj gdzieś kupić małą odsypkę?
UsuńTeż mam tą wersję :)
OdpowiedzUsuńI mimo kilkuset podejść nadal nie widzę tego photoshopa :P
Ot taki przyjemny gadżecik o ładnym zapachu i tyle.
Już po fakcie doczytałam, że Medium (albo właśnie teint beige) są najsłabsze jeśli o photoshopowanie chodzi ;) Ale że przyjemne, to trzeba się zgodzić :D
UsuńMnie jakoś nie kuszą, chociaż jakbym mi ktoś podarował to bym się nie obraziła :D
OdpowiedzUsuńHehe, ja mam duuuuużo produktów, które na oficjalną wishlistę nie wchodzą, ale bym chętnie przyjęła je jako prezencik :D
UsuńA ja mam wersję Aquarella i kocham ją nad życie. Fakt, że ja aplikując ja na twarz mało widzę, ale starczy że spojrzę gdzieś w lustro przy okazji (szczególnie w dobrym świetle), lub zobaczę się za zdjęciu i przeżywam za każdym razem szok. Dla mnie to jest właśnie magia meteorytów!!!
OdpowiedzUsuńJa używam Meteorytów od niedawna, ale pokochałam je od samego początku. Stosowałam w różnych wariantach - jako wieńcząca warstwa po pudrze matującym faktycznie nie robi zbyt wiele, ale jeśli tylko pozwoliłam im się wykazać na podkładzie Rimmel Wake Me Up to działy się już cuda :)
OdpowiedzUsuńMeteoryty były moim pierwszym w życiu pudrem, który podkradłam... mamie :) Dla mnie to one dokładnie pachną luksusem - zgoda z koleżanką w 100% :D Nie widzę jakiegoś szału, ale używanie ich jest wyjątkowo przyjemne i nie rozstaję się z nimi od tych już pewnie 10 lat. Nie polecam osobom, dla których to spory wydatek i które oczekują w związku z tym cudów nie z tej ziemi ;) To bardziej taki snobistyczny gadżet i trzeba się z tym pogodzić :)
OdpowiedzUsuń