Guarlain, Meteorites Perles - recenzja

19:00 , , 17 Comments



Są produkty sławne, są mniej i bardziej znane, są wreszcie i te, które spokojnie można określić mianem kultowych. Do tej ostatniej grupy zdecydowanie zaliczają się Meteoryty od Guearlain.


Ponad dwa lata temu postanowiłam zobaczyć, na czym polega fenomen tych różnokolorowych kulek. Po kilku podejściach do poszczególnych wariantów kolorystycznych, mój wybór finalnie padł na odcień 02 teint beige (stara wersja, obecnie jej odpowiednikiem byłby najprawdopodobniej 03 Medium). Pierwsze wrażenia ze stosowania słynnych kuleczek były kiepskie - długo siedziałam przed lustrem gapiąc się na swoją twarz i widząc... nic. Przez kilka dobrych dni wściekałam się sama na siebie za ten zakup, a same kulki odstawione smutno na półkę, były dla mnie czymś w rodzaju finansowego wyrzutu sumienia ;) Muszę przyznać, że zastanawiałam się nawet czy nie puścić ich w świat za jakieś symboliczne pieniądze. Po około dwóch miesiącach postanowiłam ich ponownie użyć idąc na chrzciny; po zobaczeniu zdjęć z tej uroczystości byłam zafascynowana!


Dopiero wtedy odkryłam, że meteoryty wygładziły optycznie moją skórę, rozświetliły ją, dały po prostu ten słynny "efekt photoshopa". Od tamtej pory nie ruszam się bez nich na żadną większą, czy mniejszą imprezę, zawsze, gdy zależy mi na wyjątkowo dobrym wyglądzie, stanowią one zwieńczenie mojego makijażu. Z plusów, po dłuższym stosowaniu zauważyłam, że delikatnie przedłużają one trwałość podkładu czy pudru znajdującego się pod nimi, poza tym świetnie rozcierają granice różu, dając ładne, subtelne przejście. Są po prostu wybawieniem, gdy w pośpiechu zaaplikujemy zbyt dużą ilość bronzera, czy innego produktu tego typu.
Moje meteorki pochodzą jeszcze sprzed zmian wprowadzonych w obrębie opakowania (zmienił się nieco kwiatek na  wieczku, oraz wzór na boku pudełka), oraz gramatury - z 30 g zrobiło się 25. Producent twierdzi, że zmianie uległ też sam produkt - kulki mają być teraz mniejsze i bardziej miękkie. Cena obecnie wynosi w polskiej Sephorze 239 zł, ja za swoje we Włoszech zapłaciłam 42 euro.


Poza efektem "wow" widocznym na zdjęciach oraz w świetle naturalnym (w sztucznym, przed lustrem dalej nie widzę różnicy), dużym plusem tego produktu jest jego wysoka wydajność oraz zapach, który moja koleżanka opisała trafnie kilkoma słowami, tj. "tak pachnie luksus". Podsumowując - prawdziwa miłość, aczkolwiek od drugiego spojrzenia ;)


Unknown

Some say he’s half man half fish, others say he’s more of a seventy/thirty split. Either way he’s a fishy bastard.

17 komentarzy:

  1. U mnie miłości nie było. Nie widzę ich efektu, poszły w świat, ja mam symboliczną odsypkę i może spróbuję ich jeszcze raz, ale podhodzę do tego jak pies do jeża.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może inny odcień powinnaś wypróbować? Spotkałam się z opiniami, że często jeden nie dawał żadnego efektu, a przy innym już photoshop działał ;)

      Usuń
  2. U mnie też była to miłość od drugiego podejścia. Moje meteorytki w kolorze medium, na początku mnie nie zachwyciły, ale po kilku podejściach zaczęłam zauważać zalety tych kuleczek ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to mamy te same, tylko w innych pudełeczkach. I historia romansu taka sama ;)

      Usuń
  3. Mnie tak, jak dziewczyny powyżej pierwsze meteoryty rozczarowały. To był jeden z pierwszych droższych kosmetyków, który chciałam mieć, a efekt okazał się taki sobie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie zapomniałam dodać, że one są nie tylko kultowe, ale też kontrowersyjne i potrafią nieźle zawieźć oczekiwania...

      Usuń
  4. Wiele o nich słyszałam, aczkolwiek nigdy nie kupiłam ze względu na cenę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w tej polskiej cenie też bym się pewnie nie skusiła... ale na szczęście udało mi się moje dostać trochę taniej :)

      Usuń
  5. Widzę tu różne opinie. Trochę bałabym się ich kupić, żeby się nie rozczarować za takie pieniądze... Może kiedyś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się bałam rozczarowania :) Może spróbuj gdzieś kupić małą odsypkę?

      Usuń
  6. Też mam tą wersję :)
    I mimo kilkuset podejść nadal nie widzę tego photoshopa :P
    Ot taki przyjemny gadżecik o ładnym zapachu i tyle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już po fakcie doczytałam, że Medium (albo właśnie teint beige) są najsłabsze jeśli o photoshopowanie chodzi ;) Ale że przyjemne, to trzeba się zgodzić :D

      Usuń
  7. Mnie jakoś nie kuszą, chociaż jakbym mi ktoś podarował to bym się nie obraziła :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, ja mam duuuuużo produktów, które na oficjalną wishlistę nie wchodzą, ale bym chętnie przyjęła je jako prezencik :D

      Usuń
  8. A ja mam wersję Aquarella i kocham ją nad życie. Fakt, że ja aplikując ja na twarz mało widzę, ale starczy że spojrzę gdzieś w lustro przy okazji (szczególnie w dobrym świetle), lub zobaczę się za zdjęciu i przeżywam za każdym razem szok. Dla mnie to jest właśnie magia meteorytów!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja używam Meteorytów od niedawna, ale pokochałam je od samego początku. Stosowałam w różnych wariantach - jako wieńcząca warstwa po pudrze matującym faktycznie nie robi zbyt wiele, ale jeśli tylko pozwoliłam im się wykazać na podkładzie Rimmel Wake Me Up to działy się już cuda :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Meteoryty były moim pierwszym w życiu pudrem, który podkradłam... mamie :) Dla mnie to one dokładnie pachną luksusem - zgoda z koleżanką w 100% :D Nie widzę jakiegoś szału, ale używanie ich jest wyjątkowo przyjemne i nie rozstaję się z nimi od tych już pewnie 10 lat. Nie polecam osobom, dla których to spory wydatek i które oczekują w związku z tym cudów nie z tej ziemi ;) To bardziej taki snobistyczny gadżet i trzeba się z tym pogodzić :)

    OdpowiedzUsuń