Na lawendowym polu... znów z Yankee Candle ;)
Dziś pora na kolejny zapachowy post, prawdopodobnie ostatni w najbliższym czasie ;) Za kilka godzin wracam do Polski, a co się z tym wiąże, tempo zużycia wosków zapachowych spadnie (zwłaszcza, że czeka tam na mnie moja pierwsza świeca... ale o tym napiszę więcej już innym razem ;) ). Dziś pora na krótką recenzję French Lavender, czyli tarty, która mocno mnie zaskoczyła.Zacznijmy od tego, że nie wiem, jak pachnie prawdziwa, francuska lawenda. Znam jej zapach głownie z kosmetyków, przy czym zazwyczaj mnie on odrzuca. Nie lubię lawendowych mazideł, jeśli z takowych korzystam, to raczej na zasadzie "przecierpię dla fajnych efektów", jak to jest np. w lawendowej serii do stóp z Yves Rocher. Do French Lavender podchodziłam tym bardziej nieufnie, że inny lawendowy zapach z Yankee Candle zupełnie mnie nie zauroczył. Lemon Lavender okazał się być woskiem, który użyłam raz i wrzuciłam do pudełka... Zupełnie nie spodobał mi się, z lekka drażnił, chyba powędruje w świat.
Ale wróćmy do meritum :) French Lavender jest dość mocnym woskiem, fajnie wypełnia duże pomieszczenia, w małym może być nieco zbyt ostry. Zapach, mimo swojej intensywności jest bardzo przyjemny, mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że relaksujący. Uspokaja, wprowadza w dobry nastrój. Nie ma w sobie żadnych chemicznych, przesadzonych nut, zupełnie nie przypomina lawendy z szafy, czy tubki kremu. Długo utrzymuje się w pomieszczeniu, świetnie pasuje do wiosennych wieczorów spędzonych z książką ;)
Jeśli kochacie lawendę, to chyba nie muszę tego wosku Wam zachwalać... Jeśli nie lubicie, to powiem tylko, że warto spróbować się przekonać, bo możecie się mocno i przyjemnie zdziwić :) Wosk ten można kupić TUTAJ, inne produkty Yankee Candle znajdziecie z kolei TU ;)
To tyle na dziś, zmykam szykować się do drogi ;) Na wszystkie komentarze postaram się odpowiedzieć jutro, zwł. że mam ich trochę do nadrobienia jeszcze z poprzednich dni ;)
Ja właśnie w tamtym tygodniu wahałam się między nim, a Lavender Vanilla, ale w końcu ten drugi wygrał. Głownie przez to, że French Lavender wydawał mi się trochę zbyt ziołowy i ostry. Ja nie przepadałam za lawendą dopóki nie spróbowałam czystego zapachu Lavender od Yankee - SPA w domu, polecam :-D
OdpowiedzUsuńPowącham przy najbliższej okazji :)
Usuńuwielbiam lawendę, więc pewnie polubiłabym się z tym woskiem :)
OdpowiedzUsuńJeśli ja - lawendowy "hejter" - ją polubiłam, to Ty z pewnością też byś to zrobiła :)
UsuńWłaśnie w sobotę obkupiłam się woskami, jednak lawendy nie wybrałam.. a szkoda. ;)
OdpowiedzUsuńTą warto wypróbować, na szczęście jest ze stałej oferty, więc jeszcze zdążysz ją kupić ;)
UsuńA znasz jakieś pachnidełka o działaniu relaksacyjnym?
OdpowiedzUsuńZ wosków, to chyba ta lawenda i jeszcze Shea Butter, też z Yankee Candle :) Z innych relaksujących pachnideł - Happy Mist z Rituals (czyli woda do ciała i do pościeli... uwielbiam ją zwłaszcza w tym drugim zastosowaniu, świetnie relaksuje przed snem i pięknie pachnie).
UsuńDzięki za odpowiedź i poinformowanie o niej na blogu :-).
UsuńCiekawy czy by mi się spodobał :-)
OdpowiedzUsuńSprawdź :P
UsuńJa uwielbiam lawendę i ten miesiąc jest zdecydowanie lawendowy. Jednak ten wosk mnie rozczarował, dla mnie w ogóle nie pachnie prawdziwą lawendą ;/ Za to wersja lawenda z cytryną przypadłą mi do gustu.
OdpowiedzUsuńCzyli jak zawsze - to co mi bardziej, to Tobie mniej, co mi mniej, to Tobie bardziej się podoba :D
UsuńTo już wiem na jaki wosk oszczędzać :)
OdpowiedzUsuńhttp://wmymswieciewitam.blogspot.com/
Za długo na niego oszczędzać na szczęście nie trzeba ;)
UsuńNie znam, ale w końcu muszę kupić jakieś zapachy i będę miała go na oku :)
OdpowiedzUsuńTak, musisz! ;)
UsuńKocham lawendę :)
OdpowiedzUsuńJa kocham tylko tę ;)
UsuńJa kocham tylko tę ;)
UsuńMam ten wosk, ale jeszcze go nie paliłam.
OdpowiedzUsuńUwielbiam lawendę ,zapach tego wosku na pewno by mi się spodobał
OdpowiedzUsuńhttp://krainakobiety.blogspot.com/