Moje cienie Inglot - część III :)


Dziś chciałabym Wam zaprezentować ostatnią część mojej kolekcji cieni Inglot - niestety najmniej przeze mnie lubianą, stanowioną przez cienie utrzymane w chłodnej, skłaniającej się ku fioletom i różom kolorystyce.


Inglot 114R to jedyny potrójny cień tej firmy, jaki posiadam, a zarazem jedyny mat z którego nie jestem zadowolona, głównie ze względu na samą kolorystykę - przy mojej cerze tego typu matowe fiolety nie prezentują się najlepiej... Jakościowo cień ten określiłabym jako średni, trzeba z nim pracować dość ostrożnie, lubi pylić (problematyczny jest zwłaszcza najciemniejszy pasek).


Inglot 160 to cień pochodzący z ubiegłorocznej kolekcji Fall in Love. Nie wiem, czy jest jeszcze dostępny, niemniej jeśli macie możliwość go jeszcze dorwać to polecam - ma bardzo przyjemną strukturę, łatwo się nakłada, a przy tym wszystkim ma śliczny kolor, idealny na jesienno-zimową porę roku, który określiłabym mianem lekkiego taupe, wpadającego we wrzosowe tony ;)


Inglot 399 to cień dość nieco zbliżony do numeru 160, posiadający jednak zdecydowanie większą domieszkę różu. Jest świetnie napigmentowany, ma perłowe wykończenie. Ładnie wygląda solo na powiece, dobrze podkreśla niebieską tęczówkę.


Inglot 155 pochodzi z kolekcji Noble, która pojawiła się już kilka lat temu. Jego kolor jest dość ciekawy i dość trudny do jednoznacznego określenia (przynajmniej dla mnie :P). Bazę stanowi tu szarość, która w zależności od światła wpada w złoto, srebro lub róż. Ma mocno metaliczne wykończenie, genialną pigmentację, jest przy tym wręcz kremowy, niemniej, z jakiś względów nie polubiliśmy się. Zwyczajnie źle się z nim czuję na powiekach...


Inglot 128 to cień, którego wręcz nie cierpię i - mimo znacznego ubytku - praktycznie nigdy nie używam. Jest to ciemny fiolet, posiadający mnóstwo drobinek, które lubią się osypywać.... Ciężko mi się z nim pracuje, jeśli już po niego sięgam, to raczej w celu wyczarowania kreski (w połączeniu z Duraline).


Na swatchach, przy różnym (niestety zdecydowanie nienajleprzym...) świetle, kolory te prezentują się następująco:



I to by było na tyle ;) Jeśli macie ochotę zobaczyć inne cienie Inglot, które posiadam, zapraszam do poniższych postów:

Moje matowe cienie Inglot :)
Moje cienie Inglot - część II :)


Unknown

Some say he’s half man half fish, others say he’s more of a seventy/thirty split. Either way he’s a fishy bastard.

12 komentarzy:

  1. Wszystkie kolorki bardzo ładne, chociaż te fiolety też nie dla mnie ;) Mam takie same odcienie w paletce Marizy i nie sięgam po nie prawie w ogóle.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie no, piekne te fiolety!

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę mieć odcień 155 !:) Jest piękny:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Polecę mojej siostrze. Ona uwielbia takie cienie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne paletki. Z oprócz tego trio i ostatniego koloru, to kolory piękne!
    Ja sama mam kilka dosłownie cieni z Inglota. Myślę, że troche przesadzają z cenami...

    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajnie by było jakbys pokazywała efekt na oku :)))))))

    OdpowiedzUsuń
  7. 399 Inglota to jeden z moich ulubieńców :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam cienie Inglot, ale inne kolorki, jestem z nich zadowolona. Nie używam żadnych innych.

    OdpowiedzUsuń
  9. Niezła kolekcja :) Ja niestety za matami też nie przepadam, również mam ten zestaw trio w brzoskwiniowych kolorach i nie przypadł mi do gustu. Za to kocham perły.
    Własnie dziś u mnie powstał wpis na temat kosmetyków Inglota, zapraszam jeżeli jesteś zainteresowana i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. wszystkie kolory mi się podobają ;) uwielbiam fiolety :P

    OdpowiedzUsuń
  11. 399.super.jest.na..ciemniejsza.fioletowa.czarna.Baze-zmienia.swe.oBlicze.jak.duchrom.z.maca.
    dzieki.za.opinie.juz.wiem.ze.160nie.kupie.

    OdpowiedzUsuń