Perełki za grosze, czyli Essence Lipliner


Dawno, dawno temu kochałam produkty Essence. Później... chyba po prostu z nich wyrosłam ;) Ostatnio jednak ta marka znów zawitała w mojej kosmetyczce za sprawą dwóch perełek za grosze.


O Essence Lipliner pierwszy raz przeczytałam chyba na blogu Iwony Gold. Pół roku jednak dojrzewałam do zakupu; wreszcie nabyłam dwa kolorki: 07 cute pink oraz 12 wish me a rose.


Kredki do ust Essence są dość twarde i mogą sprawiać problemy podczas aplikacji. Niemniej, ich pigmentacja jest bardzo dobra, a raz nałożone trzymają się ust długie godziny. Świetnie sprawdzają się w roli konturówek, ale równie dobrze wypadają nałożone na całe usta (i w sumie tak też je zazwyczaj używam). Dają fajne matowe wykończenie, które jednak wymaga dobrego przygotowania skóry ust - najlepiej wykonać przed aplikacją peeling oraz nałożyć balsam, inaczej mogą podkreślić suche skórki, których - przynajmniej mi - w okresie zimowym nie brakuje...


Jeśli chodzi o kolorystykę, to ta zdecydowanie mi odpowiada - kolory są naprawdę ładne i twarzowe, wyraziste, ale nie przerysowane, czy zbyt mocne. Dwa wybrane przeze mnie odcienie świetnie sprawdzają się w makijażu dziennym.


Zdecydowaną zaletą tych produktów jest ich cena, oscylująca w granicach 5 zł, ale też i dostępność - szafy Essence obecnie znaleźć można bez problemu, w Hebe, czy też innych sieciowych drogeriach. Gdybym miała wymienić jakąś ich wadę, to chyba podałabym niezbyt rozbudowaną paletę kolorystyczną, naprawdę producent mógłby nieco się postarać i ją rozszerzyć ;)


Podsumowując, jeśli jeszcze nie miałyście okazji wypróbować Essence Lipliner, to najwyższa pora nadrobić zaległości ;) Kredki te są naprawdę fajne i mają cudowną wręcz cenę, a wysoka ocena na wizażu i pozytywne opinie na blogach, naprawdę nie są przesadzone :)

Unknown

Some say he’s half man half fish, others say he’s more of a seventy/thirty split. Either way he’s a fishy bastard.

17 komentarzy:

  1. Witaj:).
    Te kredki to już niestety nie to samo, co pokazywałam kiedyś na blogu. Wersje ze srebrnymi zatyczkami były miękkie, a przy tym bardzo trwałe. Dodatkowo nie przesuszały ust.

    Mimo wszystko cieszę się, że jesteś zadowolona z nowej formuły:).
    Pozdrawiam ciepło:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kredek z nową formułą nie kupię, bo nie lubię suchych konsystencji.

      Usuń
    2. Na szczęście zrobiłam zapas tych ze srebrną zatyczką:).

      Usuń
  2. Tak, potwierdzam te liplinery byłyby na prawdę idealne, gdyby nie przesuszanie ust. Kiedy pokrywam całe usta konturówką wygląda to po prostu fatalnie. Gdyby nie ten mały defekt byłyby fantastyczne!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, potwierdzam te liplinery byłyby na prawdę idealne, gdyby nie przesuszanie ust. Kiedy pokrywam całe usta konturówką wygląda to po prostu fatalnie. Gdyby nie ten mały defekt byłyby fantastyczne!

    OdpowiedzUsuń
  4. Również posiadam kolorek 07 :) Bardzo go lubię i aplikuję na całe usta. Moja kredeczka jest jeszcze z tej starej wersji - ze srebrną skuwką, i jest miękka :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam kilka tych konturówek, ale w starej formule i je bardzo lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam 07 Cute Pink kolor świetny ale jest tak twarda ze nie potrafię jej nałożyć na usta, do tego się kruszy :/ Mam 11 ze srebrną skuwką i ta spisuje się o niebo lepiej. Szkoda że te nowe wersje są takim niewypałem jak dla mnie. Zapraszam do mnie, ja dopiero zaczynam swoją przygodę z blogowaniem :)

    OdpowiedzUsuń
  7. To chyba nie dla mnie bo ja szminki używam tak rzadko, że nie pamiętam nawet kiedy ostatnio. U mnie króluje pomadka :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Baaaardzo dużo naczytałam się i nasłuchałam pozytywnych rzeczy o tych kredkach i sama kiedyś na pewno się skuszę, jednak ja jakoś nie umiem się przekonać do konturówek.

    OdpowiedzUsuń
  9. a ja właśnie polecam w 100 % te kredki :)

    http://flvcko.blogspot.com/ obserwuję :)

    OdpowiedzUsuń
  10. śliczne kolory :D ja jeszcze nie miałam tych konturówek :P

    OdpowiedzUsuń